Wykonując jakiś element scenografii lub rekwizyt często wykonujemy prototyp tego, co ma się pojawić na scenie. Wszystko po to, by sprawdzić czy dana rzecz ma rację bytu, czy po prostu zadziała. Nie zawsze to co sobie wymyślę (lub wspólnie wymyślimy) można przenieść 1:1 na scenę. Stąd też prototypy. Okazują się bezcenne.
Prototypy
Wartością prototypów jest to, że dzięki nim, sam pomysł często ewaluuje i dzięki tej naocznej wizualizacji zmienia się niekiedy moja wizja, jak i koncepcja spektaklu. Ponadto nie wszystko co ładne dla oka, jest użyteczne i praktyczne. Niekiedy coś np.: źle się trzyma, jest niewygodne lub zawieszone na szyi po prostu moich aktorów drapie. Wiele razy na próbach okazało się niewypałem, popsuło się lub po prostu było niepraktyczne. Dlatego warto wszystko przetestować. Jak wygląda tworzenie rekwizytów, pokażę na 2 przykładach.
Planety w spektaklu „Mały Książę”
Planety, to bardzo ważny element tego spektaklu. Prototypem była zamknięta kula, a także kule owinięte sznurkiem lub szarym papierem. Kiedy były one już gotowe, uznałam, że nie oddają one charakteru danej planety. Dlatego też każda planeta została stworzona na nowo. Poprosiłam o pomoc moje aktorki. Okleiły gazety szarym papierem. Ale to jeszcze nie było to, gdyż jak wielu z Was wiadomo-każda planeta miała swój niepowtarzalny charakter. By go najlepiej oddać, jak i oddać charakter danej postaci, z jaką Mały Książę spotkał się na danej planecie powstały ostatecznie zupełnie. Dla przykładu:
-Scena z Różną- planeta oklejona została płatkami róży
-Scena z Bankierem- planeta oklejona kawałkami banknotów
-Scena z Próżnym – planeta oklejona srebrną folią
-Scena z Latarnikiem- planeta pomalowana seledynową farbą
To, że osoba-planeta występująca w spektaklu nadawała także danej postaci odpowiedni charakter sprawiło, że dana scena ta była spójna, a to w teatrze jest sprawą bardzo ważną.
Wiatraczek w spektaklu „Dlaczego woda morska jest słona”
Ważnym rekwizytem w spektaklu był wiatraczek. Początkowo wyglądał on w sposób klasyczny: domek ze śmigłem. Jednak wydawał się on zbyt oczywisty, dlatego zamieniłam go na solniczkę ze śmigłem. Jednak to jeszcze nie było „to”. Ostatni pomysł wydał mi się najbardziej sensowny i nieoczywisty, przez co widz miał przestrzeń do tego by uruchomić własną wyobraźnię. Bo teatr, a tym samym widz, nie potrzebuje dosłowności.
W urealnieniu tego pomysłu pomógł mi p. Mariusz, tata mojej aktorki, który jest stolarzem. Zaangażowani rodzice w spektaklu( choć nie tylko w spektaklu) to wielka wartość! A skąd pomysł? Poszczególne klapki wiatraczka były podstawkami w ozdobach wielkanocnych, jakie przygotowywaliśmy na kiermasz świąteczny. I tym razem po prostu mi się przyśniły. A jak je wykorzystać- to podpowiedziała mi już wyobraźnia. Jak widać, czasem warto wierzyć snom.